Alandy na rowerze z dziećmi
W pigułce
Jazda rowerem przez 6 dni, dystans 250 km, średnio dziennie – 50km
Trasa : Turku – Osnas – Brando – Torsholma – Hummelvik – Mainland – Castelholm – Eckero -Maarianhamima – Turku – Ruissalo – Naantali
Poziom trudności : dość łatwy. Każde dziecko o podstawowej kondycji poradzi sobie. Na wyspach jest kilka wzniesień. Rekomendujemy rower trekkingowy.
Wycieczka rowerowa Alandy
Idea wyprawy rowerowej na wyspy Alandzkie zrodziła się z umiłowania do kierunków północnych i samej Skandynawii, ale również z potrzeby zaprojektowania takiego scenariusza, który byłby pięknym akcentem na zakończenie wakacji dla najmłodszych i ich mam. Alandy wydały nam się idealnym miejscem na chillout z dziećmi i rowerami w roli głównej, przede wszystkim dlatego, że są płaskie i ciekawe przyrodniczo.
Nasza rowerowa wycieczka odbyła się w połowie sierpnia, co w gruncie rzeczy było korzystnym wyborem terminu z racji rozpoczęcia się roku szkolnego w Finlandii przez co był mniejszy ruch na drogach i panował ogólny spokój na campingach oraz innych miejscach z dostępnymi atrakcjami. Należy jednak wziąć pod uwagę, że wybierając się po 15-tym sierpnia rzadziej kursują promy, wcześniej zamykają się parki rozrywki, a niektóre campingi już “zimują”.
I nie żeby fińskie dzieci miały krótsze wakacje, a przeciwnie, tam zaczynają się one już od końca maja.
Jak dotrzeć na Alandy?
Aby dostać się na archipelag są dwie możliwości. Pierwszy wariant to Sztokholmu skąd odchodzą promy np. do Mariehamn na Mainland lub z Turku. My wybrałyśmy drugi wariant. Do Turku dotarłyśmy samolotem skąd dalej już na rowerach drogą 192 ruszyliśmy w stronę przeprawy promowej do Osnas – dystans 76 km pokonaliśmy w dwa dni. Niestety, ale ten odcinek trasy tylko w początkowej fazie jest rowerowy, po kilku kilometrach musieliśmy korzystać z drogi nawet bez pobocza, co z początkiem wydawało nam się mało bezpieczne mając na uwadze dzieciaki. Szybko jednak można było się przyzwyczaić do nad wyraz spokojnej jazdy kierowców zdających się zachowywać ostrożność wymijając nasz kilkunastoosobowy peleton. Ostanie 20 km tego odcinka było już całkiem przyjemne. Trochę nie wyobrażamy sobie jaki ruch musi panować na tej drodze w szczycie sezonu.
Jeśli wybierzecie lądowanie w Turku, pokonajcie tę trasę przy wsparciu lokalnego autobusu który zabierze Was do Osnas, a stamtąd na pierwszą wyspę Brando. Na tej wyspie polecamy ciekawe miejsce na odpoczynek, obiad. Pomimo że jest to camping, na który nawet nie wjechaliśmy, to po drugiej stronie jest malutki bar należący również do obiektu. Można skosztować alandzkich hamburgerów, lub udać się na ich pomost znajdujący się za knajpką, w pięknym otoczeniu rozpalić turystyczną kuchenkę i rozkoszować się scenerią. Szukajcie Brändö Stugby Kafé o Camping.
To, co od razu daje się zauważyć po zejściu z promu na to asfaltowe i czerwone jak dywan drogi- to zasługa różowego granitu. Płaskie, gładkie, nic dziwnego, że najmłodsi bohaterowie przemierzali dziennie średni dystans 50km! Jeszcze inną obserwacją jest fakt, że najciekawsze krajobrazy są odczuwalne na wyspach z wyjątkiem Mainland, głównej i największej wyspy, której eksploracja drogą nr 1 i 2 nie przynosiła większej przyjemności. Brakowało tego bezpośredniego kontaktu z morzem, tras wiodących wzdłuż wybrzeży, skandynawskiej architektury. Cały widok setek wysp, tysiąca skał wynurzonych z morza jest widoczny z pokładu promu, którym wracaliśmy z powrotem do Turku.
Nazywane przez żeglarzy wyspy szczęśliwe, podziwiane z wody, inaczej są odbierane z lądu, nie zawsze walory krajobrazowe nazwalibyśmy wyspiarskimi. Czasem odnosiliśmy wrażenie, że przemieszczając się lądem coś nam umyka. Dlatego zdecydowanie warto wypłynąć w rejs, choćby kutrem, aby dowieść jakie cuda kulinarne kryje Bałtyk, czy kajakiem, który można wypożyczyć na campingach. Wypływając z Mariehamn do Turku widać było mnogość wysp utkanych w zatokach i na morzu.
Nocleg z dziećmi w namiocie, niekoniecznie na campingu
Jednym z kluczowych wyzwań planując sobie trasę rowerową z dziećmi jest w miarę ostrożne wyznaczenie miejsc noclegowych, w szczególności jeżeli nie korzystamy z codziennych campingów. Te ostatnie do najtańszych nie należą – jak to w Skandynawii, można wydać fortunę, ale niekoniecznie jeżeli dobrze przygotujemy taki wyjazd. Kierując się naszą ideą porzucania strefy komfortu, którą otaczamy się na co dzień i pewną jednak potrzebą zbiorową najmłodszych zaplanowałyśmy kompromis i korzystaliśmy naprzemiennie z noclegów na campingach – tak aby korzystać z dobrodziejstw na miarę naszych czasów – i na dziko, czyli w stylu przez nas tak uwielbianym. Warto przy tym zwrócić uwagę, że gdyby nie konieczność ogrzania się, wzięcia prysznica, czy wysuszenia odzieży to campingi nie są warte swojej ceny za to co oferują. Przy większej grupie można się trochę potargować. Faktycznie place zabaw i w sumie złudne poczucie bezpieczeństwa kierują ludzi na pola namiotowe, ale istnieją naprawdę ciekawe miejsca, kameralne, na ogół z nieskrępowanymi widokami na zielony las, wodę i port, a nie obóz kamperów i namiotów, które kosztują nasze zmysły, a nie pieniądze.
Edukujemy nasze dzieci poprzez poznawanie życia w naturze i blisko niej, którą sami odkrywamy, omijając wytyczone punkty biwakowe. Jeżeli wybieramy Skandynawię, to aż prosi się o rozbicie obozu w nie oznakowanym , znaleźnym przez nas miejscu, gdzie nasze dziecko poczuje się jak odkrywca. Z wielką przyjemnością możemy polecić jedno z bardziej ciekawych miejsc na nocny biwak na trasie nr 192, zaledwie 30km od lotniska w Turku (w Kaskinen zaraz za stacją Neste skręt w lewo w ulicę Saarantie, potem dojazd do Saarenrantatie). Absolutny hit w zestawieniu noclegów na dziko. Jest to część małego portu z równie małą plażą i przybrzeżną altaną, w której można ogrzać się przy kozie. Znajdziecie tam wszystko co potrzeba na wieczorną biesiadę, grill, drewno i ławy, a wokół wystarczająco dużo miejsca na rozbicie namiotów. Toaleta również jest i huśtawki są, a przy odrobinie szczęścia pewnie chętny rybak na krótki kurs wędkowania by się znalazł. W niedalekiej okolicy kilka domów, studnie z czystą wodą. A to wszystko za darmo. Czyż nie wspanialsze jest takie miejsce niż camping za 40pln od osoby? Link do miejscówki KLIKNIJ
Inną bardzo ciekawą kontrpropozycją spędzenia nie tylko nocy na dziko, ale dłuższego czasu – absolutne ‘at must’ nie tylko dla dzieci jest skansen Jan Karlsgarden w pobliżu XIV-wiecznego zamku Kastelholm (możliwe zwiedzane dla ciekawych poznania historii) na wyspie Mainland. To miejsce, które przenosi nas w czasy, w których kiedyś żyło się na Alandach, zabytkowych obiektów budownictwa regionalnego. Nietypowe miejsce na spędzenie nocy, aby móc poczuć się choć trochę jak wikingowie. Uwaga : Rozbijecie tam namiot po sezonie, gdy skansen jest już ‘zamknięty’ Wydawałoby się, dość ryzykowne, a może i niegrzeczne rozbijanie namiotów w takim miejscu, gdyby nie fakt, że polecona wersja przez miejscowych. Niech was nie zdziwi poranna wizyta pani opiekującej się obiektem która tylko uśmiechnie się i pozdrowi. Fantastyczna przygoda dla każdego bez względu na metrykę, uczucie podróży w czasie. Pasące się kozy i wieczorna możliwość ich karmienia zdawały się być zabawnym akcentem kończącego się dnia i atrakcją dla dzieci. Skansen to kolejny na Alandach punkt i dowód na to, że można spędzić noc z dziećmi poza campingiem, w bezkonkurencyjnym otoczeniu bez uszczerbku na szeroko pojętym komforcie, a w tym przypadku dającym możliwość skorzystania z walorów jakim była infrastruktura sanitarna. Takie i inne miejsca pozbawione placów zabaw, huśtawek, piaskownic wymuszają kreatywność i uczą życia z naturą jak i poznawania historii przez doświadczanie. Pamiętajcie o ważnej kwestii, każde miejsce które odkryjecie , do którego przybędziecie zostawcie w porządku i ładzie jak je zastaliście. Link do skansenu KLIKNIJ
Absolutnie nie dyskwalifikując roli campingów które chcą przytulić przyjezdnych, czasem zmokniętych rowerzystów, to alternatywa z której czasem warto skorzystać. Szczególnie jeśli marzy nam się fińska sauna na pomoście która w Finlandii to dobro narodowe.
Gdy po spędzonym w niej kwadransie wskakujesz do lodowatej sierpniowej wody, brzmi dumnie. Nie każde pole namiotowe dysponuje sauną, ale wybierając tę opcję jako rezerwę warto wyszukać dobry adres i doświadczyć tej atrakcji. Pod tym kątem możemy polecić Sandosunds Camping. Uwaga, należy wcześniej zorientować się w jakich godzinach mogą uruchomić saunę, nie jest to oczywiste. Koszt 1h to 15/ 20 Euro (mała/ duża sauna) Link do kempingu KLIKNIJ
Atrakcje dla dzieci
Obawiałyśmy się trochę tego premierowego projektu wyprawy rowerowej z dziećmi. Szczególnie zadając sobie pytanie, czy dzieci wytrzymają dystans 250 km i spędzony na siodełku tydzień. I nie chodziło tylko o kondycję, bo wiemy, że dzieciaki mają niespożyte pokłady energii, ale bardziej o stworzenie takiego scenariusza, który będzie na tyle urozmaicony i ciekawy, aby motywowała i nie wkradło się znudzenie.
Alandy wydały się oferować wiele atrakcji dla młodszych, jak choćby szumnie reklamowany i polecany Smart Park w Eckero w którym dzieciaki miały fajny i wartościowy czas – link do parku KLIKNIJ
Waterpark w Mariehamn może mniej atrakcyjny, uważamy że o wiele lepsze mamy w Polsce, link KLIKNIJ.
Z pewnością dla najmłodszych był to ciekawy deser po całodniowej wycieczce rowerowej.
Inną, niestety niesprawdzoną alternatywą, która mogłaby wydawać się bardzo ciekawa, a której niestety nie mogliśmy zobaczyć z uwagi na imprezę zamkniętą jest Viking market w Saltvik na Mainland, znajdujący się w wiosce wikingów, znany z inscenizacji walk wikingów, pokazów tanecznych i muzyki regionalnej odgrywanej przy ognisku. A do tego lokalne przysmaki serwowane z namiotów niczym rodem z plemion indiańskich składają się w całość na jedno z bodaj ciekawszych miejsc na wyspie. Warto wcześniej sprawdzić dostępność atrakcji. Link do wioski KLIKNIJ
Alandy to w końcu archipelag, gdzie tworzyła Tove Jansson, dlatego jako wisienkę na torcie postanowiliśmy zostawić sobie wizytę na wyspie Kailo zwanej krainą Muminków. Droga do niej wiedzie przez most łączący wyspę z Naantali, gdzie dostaliśmy się autobusem ale już bez rowerów, z centrum Turku. Zważywszy na koniec sezonu przez co krótsze godziny otwarcia i fakt, że znaleźliśmy się tam na 3h przed zamknięciem stanowił powód do zastanowienia się, czy warto wydawać 28 euro. Jest to cena za bilet całodniowy, ale czy faktycznie jest tam co robić przez tyle czasu? Jeżeli wliczyć w to czas spędzony w sklepie, który kusił tysiącem omuminkowanych gadżetów za cenę wyższą niż rynkowa, jeżeli wliczyć w to obiad typu fast food za szybko wydane kolejne euro, malowanie polików dziecka za następne 5 euro i zdjęcie z Muminkiem za ostatnie 10? Same nie wiemy, czy najmłodsi, czy może pokolenie wychowane na bajkach o historii Muminków, Małej Mi, Włóczykiju czy Panny Migotki bardziej chciało forsować bramę wejściową. Jedno jest pewne, to atrakcja bardziej dla młodszych i ze znajomością języka angielskiego, albo mających za tłumaczy swoich opiekunów, bo inaczej sztuki teatralne i interakcja z postaciami bajkowymi zapraszającymi do domu Muminka są pewną iluzją.
Naszym – myślę większości – zdaniem jest fakt, że Alandy oferują znacznie więcej w naturze niż komercyjnych atrakcjach, które są zdecydowanie ciekawsze i tańsze w Polsce i na zachodzie, jak choćby Legoland, aczkolwiek Muminkolandia ze znaczenia samej nazwy się broni i zawsze będzie stanowiła punkt planowy programu wielu rodzin przyjeżdżających tu z dziećmi. Link do Muminków KLIKNIJ
Alandy to w końcu układanka wysp połączonych mostami, groblami i odcinkami promowymi. Te są płatne tylko jednorazowo, raz zakupiony bilet przy wjeździe na pierwszą wyspę uprawnia nas do poruszania się po całym archipelagu jak po autostradzie. Za rower jest pobierana opłata, o ile dobrze pamiętamy to 2,5 euro.
Rozkład promów i ceny link KLIKNIJ
Przez cały pobyt na wyspach, w każdym miejscu noclegowym czuliśmy się bardzo bezpiecznie. Rowery nigdy nie było zabezpieczane. Nikt nas nie nachodził, nikt nie zaczepiał. Skandynawia 🙂
W tej siatce wysepek można znaleźć kameralne miejsce na przerwę obiadową, gdzieś przy porcie, na pomoście z widokiem na okoliczne skalne głazy jak z innej planety. To część atrakcji w naszym rozumieniu. Planując wyprawę rowerową z dziećmi należy robić wiele postojów i przerw, w miejscach obfitujących w ciekawe krajobrazy cieszące oko. Zamiast stołować się w drogich jak na naszą kieszeń restauracjach serwujących najgorszą w moim życiu kawę i kuchnię ziemniaczano – majonezową, warto kupić łososia, warzywa i rozpalić grilla przy altanie, wziąć ze sobą kuchenkę i biesiadować w swoim gronie mając wyłączność na miejsce, które znaleźliśmy. A sposobu na rozładowanie zmęczenia dzieciaków, a raczej znużenia drogą warto szukać w łowieniu prawdziwych ryb ze znalezionym prawdziwym badylem w ręku, czy penetrowaniu okolicy, w której zawsze znajdziemy coś ciekawego, będącego częścią całości, oryginalnego i edukacyjnego.
Filmik z wojaży mam&dzieciaków <3