Japonia alternatywnie
Niewiele jest kultur, krajów i ludzi tak wyjątkowych i magicznych jak w Japonii. Tutaj spotykają się ostre kontrasty które tworzą majestatyczny, zdyscyplinowany i piękny obraz, który najlepiej ogląda się z roweru. Pokażę Ci zupełnie inną stronę Japonii, przesiąkniętą tradycyjną kulturą, naturą i historią. Zagłębimy się w ukryty świat japońskiej cywilizacji. W międzyczasie będziemy korzystać z naturalnych gorących źródeł, odprężając się w tradycyjnym japońskim stylu. Nie zabraknie bogactwa kuchni japońskiej, a sushi to dopiero początek….
Dlaczego warto odwiedzić Japonię?
Mój stosunek do Japonii jest szczególny. Uwielbiam w tym kraju w zasadzie wszystko. Podoba mi się unikalna grzeczność, serdeczność i bezinteresowność społeczna. Do tych wartości dostaję najwyższy wskaźnik bezpieczeństwa, respekt do natury i bezkonkurencyjne kulinarne menu. To potrafi zawrócić w głowie, na tyle, że chce się tam wracać. Japonię eksploruję dwa razy w roku, wiosną i jesienią. Za każdym razem na rowerze, w kobiecym gronie. Na wyprawę decydują się aktywne kobiety, które chcą przywieźć z wakacji coś więcej niż opaleniznę. Kobiety które szukają alternatywnej turystyki, z dala od utartych ścieżek, poza schematem. Kluczowym aspektem jest również przekonanie do rowerowej formuły i chęci spędzenia ponad dwudziestu dni w ten sposób.
Japonia na rowerze – idealne rozwiązanie
Jazda rowerem po Japonii, to piękny sposób na alternatywną podróż i niespodziewaną przyjemność. Kulturalny stan umysłu kierowców daje poczucie komfortu. Do tego wydzielone pasy, dedykowane ścieżki, pasy nabrzeżne, dziesiątki bocznych dróg, rzek i kanałów i pogoda która idealnie wpisuje się w rowerową aktywność.
Lądujemy w Osace, jest późne popołudnie. Kartony zostają w przechowalni na lotnisku. Skręcenie rowerów i zapakowanie zajmuje nam nieco ponad 3h. Przeglądamy poziom powietrza w oponach, dokręcamy śrubki, poprawiamy sakwy – Ruszamy!
Plan na Japonię według przepisu Superfemki
Nasza przygoda z Japonią przebiega przez dwie wyspy, największą Honsiu oraz najmniejszą i najmniej zaludnioną Shikoku.
Pierwsze dni to droga pośród aglomeracji, które ciągną się czasem bez końca i to zdecydowanie wyróżnia największą z wysp. Lecz głównym celem jest Shikoku i spotkanie z jej tradycyjną odsłoną. To właśnie tam doświadczamy zbliżenia z naturą, lokalną gościnnością i wkroczenia w zwykłe codzienne życie ludzi. Tak było, gdy w sobotnie popołudnie w jednym z parków, grupa emerytów z pobliskiej fabryki whiskey grillowała i odpoczywała, a my po kilku minutach razem z nią, kosztując pieczone specjały i nie wylewając za kołnierz 😊
Waka- Waka –Yama 😊 już zawsze będzie nam się kojarzyć z miastem karaoke i wspólnych wokalnych chwil w mikro-barach, nagrodzonych oklaskami i firmową sake.
Podobno Shikoku to jedna z najbardziej deszczowych wysp, ale przyznam, że ta teoria jest mocno przesadzona. Shikoku to wyjątkowe lokalne doświadczenie, z dala od typowych turystycznych szlaków.
Jak wygląda podróż po Japonii na rowerze i co jest w tym najfajniejsze?
Doznania 😊 W ogóle rower w Japonii jest popularnym środkiem transportu. Na rowerowych ścieżkach bywa tłoczno i zdecydowanie warto być czujnym, nie zapominając przy tym o kasku. I tu warto wspomnieć o pewnym zdarzeniu w Kioto. Jedna z nas, niestety za bardzo na boki się rozglądała i zahaczyła kierownicą o słupek, co zakończyło się bolesnym upadkiem. Co ciekawe, od razu wzbudziło zainteresowanie przechodniów, których reakcja była błyskawiczna. Ktoś pobiegł po kogoś, ktoś próbował pomoc na miejscu, a po chwili obok nas zjawiła się pielęgniarka z pobliskiego punktu medycznego. Skończyło się na opatrunkach i lekkim bólem barku, ale to było jedno z tych troskliwych, japońskich doświadczeń które na pewno każda z nas doceniła.
Docieramy do wschodniego wybrzeża Shikoku, na pierwsze spotkanie z wybrzeżem Pacyfiku. Mijamy wioski i porty, zatrzymujemy się na lokalne przydrożne specjały i niewyobrażalnie pyszne sushi. Wieczorem rozbijamy namioty, zostawiając cały dobytek wraz z rowerami na pustej plaży i udajemy się na błogi relaks do japońskiej łaźni. Onsen to ważny aspekt podczas naszej drogi, dający ukojenie naszym mięśniom i czas na wtopienie się japoński kult codzienności. Ponieważ bywamy w miejscach, gdzie linia kolejowa się kończy, co powoduje że jesteśmy jedynymi turystkami w wiosce czym wzbudzamy spore zainteresowanie lokalnej społeczności. Bywa, że podejmujemy dialog w ciepłym basenie, choć nie jest to łatwe, gdyż bariera językowa występuje, a język angielski w ustach Japończyka to rzadkość. Miłe jest jednak to, że próbują, ba! Szukają wsparcia, wołają kogoś, dzwonią do kogoś z kim mogę się dogadać i tym sposobem jakoś sobie radzimy 😊 Są też pod dużym wrażeniem naszej rowerowej eskapady i często łapią za głowę, gdy wymieniam przemierzone miasta i nasze odległe cele.
Jednak tegorocznym hitem okazała się pewna nietypowa usterka jednego z naszych rowerów. Byłyśmy gdzieś pośrodku niczego, las i ocean, a dalsza jazda na rowerze nie jest możliwa i wymaga on pomocy fachowca. Była niedziela, okolice przylądka Muroto. Dotarłyśmy do pierwszego budynku na mapie. To było małe biuro wsparcia dla podróżujących pielgrzymów z obsługującą starszą panią w środku. Wspomagając się tłumaczem, po pół godzinie, okazało się że nie ma żadnego punktu naprawczego w okolicy. Postanowiłam, że złapiemy stopa dla koleżanki, który zabierze ją z rowerem do miasta. Nagle, na parking wjeżdża mały bus pełny mężczyzn. Idę za ciosem – zaczynam tłumaczyć problem. Na szczęście jeden z nich rozumiał co nieco po angielsku. Nastąpiło organoleptyczne zbadanie rowerowego koła – trzeba wezwać pomoc. Panowie gdzieś dzwonią, ustalają a uśmiech nie schodzi im z twarzy. W międzyczasie wyciągamy żubrówkę i celebrujemy mocnym akcentem relacje polsko-japońskie. Jest wesoło i beztrosko 😊 Po 20 minutach przyjeżdża maestro z pobliskiego warsztatu i zabiera rower wraz z koleżanką do pobliskiej wioski. Dojeżdżamy tam w towarzystwie eskorty busa i znowu żubrówka w koreczku za sukces misji 😊 Wspólne zdjęcia, uściski dłoni, podziękowania dla mistrza – który długo opierał się przed przyjęciem ¥, więc uległyśmy, słysząc ‘prezento’
Na koniec wspaniała wiadomość! Za moment, w świątyni na końcu ulicy, rozpocznie się festiwal poświęcony rybakom i ich pracy na morzu. Wiemy, że nie może nas tam zabraknąć. Po dwóch godzinach roztańczonego spektaklu, opuszczamy wioskę żegnane przez mieszkańców przesyłających ‘’Ganbatte’’ co oznacza „Zrób wszystko co najlepsze”
Nasze rowery zabierają nas w miejsca oddalone od turystycznych szlaków. Oprócz oszałamiających widoków które karmią nas podczas drogi, dostajemy zew przygody, zaskakujących zdarzeń, pokonujemy kobiece słabości, otwieramy się na nowe. To największe atuty tej formy podróżowania.
Jedno jest pewne, to my – podróżujące kobiety wzbudzamy emocje, podziw i uznanie w oczach Japończyków. Dostajemy w prezencie ich bezinteresowność podszytą ciepłym sercem i czas. Jesteśmy zapraszane do ich życia i to są te momenty, które na długo pozostaną w pamięci.
Po 24 dniach wracamy do naszych polskich domów, lekko umęczone, ale przepełnione radością i emocjami bo po raz kolejny udało nam się przeżyć wspaniałe dni. I mamy wrażenie, jakby nasza podróż trwała o wiele dłużej….
Październikowo-listopadowa wyprawa rowerowa była czwartą wizytą w Japonii i z pewnością nie ostatnią!