Japonia na rowerze
6 kobiet
6 rowerów
Termin 9-27 kwiecień
16 dni jazdy
920km
Głodne wrażeń, skosztowania rowerowej przygody wyruszyłyśmy na bliskie spotkanie z krajem kwitnącej wiśni.
Przelot do Japonii, nieco uciążliwy, głównie ze względu na ilość godzin przelotu. Oczywiście można polecieć LOT-em do Tokyo w 10h, ale nasza trasa tego punktu na mapie nie przewiduje. Poza tym chcąc dostać sie tam, gdzie przetrwała stara Japonia, musiałybyśmy wydłużyć pobyt o kolejne 10 dni, lub drogim pociągiem pokonać ponad 400km w dół mapy. Tego nie chciałyśmy robić. Krajowy przewoźnik owszem, pozwala zabrać rower w ramch bagażu rejestrowego, ale w bardzo ograniczonym limicie wymiarów i w dodatku tylko 23 kg. To zdecydowanie za mało.
Osaka
Po wylądowaniu szykujcie paluszki do skanu, kilka pytań, okazanie pierwszej rezerwacji noclegu, być może nawet wymaganej zawartości porfela na czas pobytu. To wszystko w przyjemnej atmosferze, bez stresu, choć nieco za długo. Po paszportowej odprawie, kolejny druczek do wypełnienia i można ruszać na podbój wyspy!
Japonia
Zaskoczyła pięknie i ujawniła jakże inny stan umysłu, już pierwszego dnia, gdy znalazłyśmy się na peronie w Kioto, próbując złożyć rowery. Była już późno, nikogo w zasięgu wzroku, postanowiłyśmy więc w tych okolicznościach skręcić rowery do drogi. To, że rowery muszą być zamknięte w torbach w pociągu wiedziałyśmy, ale peron, a pociąg to dwa byty przecież. Jakież było nasze zdziwienie gdy po kilkunastu minutach zebrało się przy nas kolegium dworcowej obsady machając rękami że tego robić tu nie wolno, a w zasadzie nie wolno roweru w całej okazałości transportować na kołach po peronie. Od tego są specjalne torby w których wynosi się rower na zewnątrz. Widziałyśmy nawet torbę jeżdżącą na kółkach deskorolki!
No tak…to teraz, gdy my w połowie prac łączenia rowerów, w zasadzie na ich ukończeniu, miałybyśmy z powrotem je wsadzać do tych toreb…? No way! – uparcie tłumaczyłyśmy że są zbyt ciężkie i jest ich za dużo. Na szczęście udało się wypracować inne rozwiązanie, które satysfakcjonowało obie strony.
Tak więc, pierwsza lekcja za nami, magiczne przepraszam które przykryło całe zamieszanie i wystarczyło na pełne rozgrzeszenie niesfornych Europejek które chciały sobie ułatwić logistykę rowerów i zwyczajnie prowadzić rower na kołach, a nie nosić na plecach, to przecież takie logiczne. Jednak nie w Japonii, tam rower składamy, wkładamy do torby i przenosimy. Wynika to zapewne z bezpieczeństwa, na dworcach i w pociągach gdzie bywa tłumnie, więc uznali że zapakowany rower będzie mniej narażał na ewentualne niebezpieczeństwa? Na dworcach kolejowych w Japonii na próżno szukać wózków transportowych, zresztą w Polsce też ich nie ma, ale za to można rower na kołach jedzie.
No cóż, co kraj to obyczaj, a Japonia to już zupełnie inny stan umysłu. Faktem jest, że transport rowerów pociągiem do przyjemnych czynności nie należy, chyba że się malutki składaczek ważący 12 kg, dlatego wyprawa jesienna będzie odchudzona o tę czynność – lądujemy na innym lotnisku i od razu wsiadamy na rowery bez zbędnej jazdy pociągiem na dzień dobry.
Rowery zmontowane, ruszamy dalej, w stronę naszego kapsułowego hotelu w Kioto, który polecamy Wam z czystym sumieniem. Wysokiej jakości Prime Pod Kyoto, naprawdę robi wrażenie, piękny widok na miasto, fajni ludzie, klimat. Warto spędzić tam chociaż jedną noc. Jest szansa utrafić dobrą cenę za ten komfort na booking.com i tę drogę polecamy.
Rowery w Kioto mają wyznaczone parkingi, więc nie zostawia się ich gdzie bądź, albo zostawia i ryzykuje że znikną. Można zakupić całodniowy karnet na parkingi turystyczne które są zwykle usytuowane przy atrakcjach. My z tego akurat nie korzystałyśmy, ponieważ jeden dzień nam niestety uciekł z powodu deszczu. Warto poświęcić jednak dwa pełne dni na zwiedzanie miasta i najlepiej na rowerze. Kioto na rowerze to genialna sprawa, zresztą cała Japonia to raj dla rowerzystów. Jeśli nie macie własnych rowerów, istnieją wypożyczalnie na miejscu. Dostaniecie mapkę z kilkoma opcjami tras. Warto jednak puścić wodze fantazji, uciec w boczne uliczki, poszwendać się bez założeń, zgubić. Jedna ważna rzecz, mapa googla nie wytycza rowerowych tras, co oznacza korzystanie z innych alternatywnych aplikacji jak maps me, wiąże się to z pracą na dwóch mapach + intuicja. Nie jest to łatwe zdanie, tym bardziej jeśli chcemy uniknąć jazdy z dużym ruchem samochodowym. Dlatego też, nasza wiosenna droga zakończona wynikiem przejechanych ponad 900 km! To właśnie na miejscu okazuje się że rowerowa droga jest po prostu dłuższa widokowa, albo jedyna, wtedy uciekamy a licznik bije 😊 Kolejnym utrudnieniem dla niektórych może być ruch lewostronny który obowiązuje w Japonii.
Kioto
Jest bardzo ciekawym i ładnym architektonicznie miastem, w którym spotkamy zarówno stare dzielnice usłane drewnianymi chatami, jak i nowoczesną zabudowę. Zdecydowanie warto tu pobyć, ale ze względu na swoją sławę napotkamy tam sporo turystów, których najwięcej kręci się ich przy cesarskich pałacach, ogrodach czy świątyniach. Część atrakcji jest bezpłatna, część płatna. W informacji turystycznej warto zaopatrzyć się w broszury. Te sakralne miejsca zwane świątyniami nigdy nie były i nie będą głównym naszego zainteresowania poznawania Japonii. Owszem, zaglądamy do kilku, ale bez nadgorliwości. Wolimy pokręcić pomiędzy uliczkami, usiąść w lokalnym barze, odwiedzić dzielnicę gejsz i inne zakątki tego miasta albo ruszyć w stronę ścieżki filozofów. Pierwszy dzień w tym mieście przywitał nas deszczem, w związku z tym nie udało nam się odwiedzić wszystkich zaplanowanych miejsc.
Pogoda w Japonii. Kwiecień
Nie spodziewałyśmy się tak dobrej pogody. Deszczowe dni na palcach jednej ręki, poza tym upał i jeszcze raz upał. Temperatury powyżej 22 stopni w cieniu, a słońce nie żałowało promieni, więc możecie się domyślać że było znacznie cieplej. Noce przyjemne, powyżej 15 stopni, wszystko sprzyjało.
Jak się jeździ na rowerze w Japonii?
Jest kilka zasad które należy przestrzegać, choć notorycznie są one łamane przez samych Japończyków. Jazda chodnikiem jest zabroniona, można poruszać się tylko na wyznaczonych pasach rowerowych współdzielonych z chodnikiem lub na pasie znajdującym się na ulicy. Nam oraz pozostałym rowerzystom zdarzyło się w Kioto, usłyszeć gwizd policjanta i gest zapraszający na dedykowany pas uliczny.
Poza miastami można spotkać dwa warianty dla rowerów. Jeden to chodnik z wyznaczonym pasem, i równolegle wytyczony wąski pas dla roweru na ulicy, co wybrać? Zdarzało nam się manewrować z jednego na drugie, w zależności od jakości drogi, ale zwykle poruszałyśmy się pasem chodnikowym. Do tej pory nie wiem, która z opcji jest nadrzędna, a może chodzi o tempo jazdy? Widziałam śmigające jak strzała kolarzówki właśnie na tym samochodowym pasie. Jedno jest pewne, jazda rowerem po Japonii należy do przyjemności. Drogi dobrze oznaczone, również w alfabecie łacińskim, choć na prowincji nie zawsze, jednak mając dobre mapy poradzisz sobie.
W mieście rower można zostawić bez zamykania na całą noc pod domem, bez obawy że zniknie. Pod tym względem to miłe i naturalne uczucie, choć pomimo to, niektóre rowery czasem spinałyśmy na noc, lekkimi zamknięciami zabranymi z Polski. Gdy byłyśmy już na prowincji nie dbałyśmy o to, z całym ekwipunkiem czekały na nas na zewnątrz. W Japonii panuje ogromny szacunek do drugiej osoby, cudzej wartości a dobre kanony relacji międzyludzkich są wyssane z mlekiem matki. Nawet jeśli coś zrobisz nie tak, nawet jeśli rozbijesz się na polu golfowym, nikt nie zrobi z tego rabanu, awantury, krzyku – uśmiechnie się, oznajmi że to nie jest dozwolone i cierpliwie poczeka aż sobie odejdziesz.
Nasza rowerowa Japonia to cykl spotkań z naturą, przyrodą i drogą, z dala od ludzi, betonowych drapaczy, technologii i nowoczesności. Takiej jej chciałyśmy i taka dała się poznać. Wiosenna wyprawa była naszą dziewiczą podróżą w stronę Japonii, w prezencie dostałyśmy czas Sakury (kwitnienie wiśni), cudowną pogodę i wspaniałą przygodę którą będziemy celebrować w naszych sercach i umysłach jeszcze przez długi czas. Jak zawsze bywa z nowymi kierunkami, każdy kolejny jest ulepszany, modyfikowany, ale bez ingerencji w trasę, choć nigdy nie jedzie się tak samo. Na pewno mając więcej czasu będziemy eksperymentować.
Nasza Droga to niesamowita mieszanka krajobrazów, którą można się bez końca zachwycać. W październiku wydłużamy wyprawę i szatkujemy lekko dystanse, by mieć więcej czasu na bliskość z wyspą, lekki reset, odpoczynek od roweru. Jedno jest pewne, wybierając rowerową podróż, która sama w sobie jest atrakcją, nie da się dotknąć innych rarytasów które oferują podczas drogi nasze miasta. Zamki, świątynie, pałace ulokowane gdzieś na obrzeżach, wysoko na górze, gdzie trzeba się wspiąć, czy też dojechać, to kilka dobrych godzin z całego dnia. Niestety, na takie dodatkowe akrobacje nie ma czasu podczas rowerowej wyprawy. Owszem jest kilka takich spotkań, ale najważniejsza jest droga, krajobrazy, zdjęcia, codzienne ryżowe menu, naturalne uciechy, zdobywanie miejscówek i bycie w drodze. To jest największa wartość i z takim przesłaniem odkrywamy Japonię.
Na podniebną podróż do kraju wiśni wybrałyśmy linie EMIRATES, rower można zabrać w ramach bagażu rejestrowego + podręczny – razem 37 kg. Niby dużo, ale jak się policzy pudło ważące 3kg + inne dodatki to niewiele zostaje. Pomimo dobrych opinii tego przewoźnika powrotna droga dla naszych rowerów okazała się niezbyt szczęśliwa. Nasze rowery dość mocno ucierpiały i sprawa jest obecnie na etapie reklamacji, czekamy cały czas na sensowne i rozsądne podejście do tematu. Jesienią lecimy ANA, choć z dwoma przesiadkami ale z większym limitem bagażu, aż 57kg!
Internet w Japonii
Nie jest już problemem. Istnieją jeszcze punkty wypożyczające rutery, jakieś dziwactwa na lotnisku, ale na dzień dzisiejszy nie jest to już potrzebne. Na lotnisku w maszynie, kupujesz odpowiednia kartę SIM, płatność jednak tylko gotówką. Sama aktywacja i włączenie karty zajęło mi około 20 minut, niestety trzeba wykonać kilka technicznych kroków w ustawieniach. Można zakupić kartę z limitem 4GB za 4000 yen (ok.140 zł) – karta ta nie posiada numeru, nie można wykonywać żadnych połączeń głosowych – służy tylko do połączeń z internetem. Można zakupić również 2GB, odpowiednio taniej. Nie ma możliwości posiadanie polskiej i japonskiej karty na raz. Nawet przy DualSim. Japońska karta potrzebuje innej konfiguracji ustawień sieci, więc zostaje nam tylko komunikowanie się przez internet 🙂
Jedzenie w Japonii
Zdecydowanie ważny element naszej podróży! Lawson, 7Eleven albo Family Market – to nasze codzienne menu restauracje. Pełen luksus, na miejscu, na wynos, na ciepło lub zimno. Gotowe dania, zawsze świeże w rozsądnych cenach 15-20 zł. Sushi też jest, choć już nieco droższe. Najpyszniejsze są ryżowe kanapki trójkąciki onigiri (5-8 zł)– z nadzieniem jajecznym, rybnym, warzywnym. Osobno jest glon w który pakujesz ryżową formę i chrupiesz smakowicie. Bardzo nam to przypadło do gustu.
To były piękne chwile, gdy na horyzoncie ukazywało się logo jednego z nich. Najbardziej cieszyła sieć Lawson. Poza swoistą kuchnia oferuje ona darmowy dostęp do internetu codziennie kilka razy po 1h. Wystarczy się raz zalogować na ich stronie. Nie można zapomnieć o słynnych automatach spotykanych na naszej trasie, w których kupimy zarówno ciepłe, jak i zimne napoje, a ile przy tym jest zgadywanek 🙂
Na naszej trasie nie mogło zabraknąć przydrożnych barów, w których serwowana micha zupy była najpyszniejszą jaką dotąd jadłyśmy. Ceny dość przystępne, w zależności od baru 20-30 zł za kaloryczną zupę z mięsem.
Spotkałam też nietypowy bar ze stojącą w środku maszyną. Maszyna owa służy do wyboru dania i jego opłacenia. Nie wypluwa jedzenia – to na miejscu robi dwuosobowa załoga baru. Po opłacie dania, podajesz paragon z wybranym daniem i za 5 minut konsumujesz obiad. Obsługa jest zwolniona z przyjmowania zamówień i kontaktu z płatnościami. Bardzo fajna sprawa.
Na targowiskach aż mieni się od rybnych przysmaków. Wszystko pięknie wygląda i smakuje wybornie. Trzeba przyznać że nasza podróż po Japonii miała również kulinarny wymiar. Każda z nas uwielbiała kosztować, próbować i testować co i rusz coś nowego. Tak wiec pomimo sporego dystansu i niejednej kropli na czole, nie licz na zgubienie zbędnych kilogramów, chyba że nie lubisz jeść…
Japonia bez prawdziwego Sushi? To nie było możliwe! Trafiłyśmy do rodzinnej małej knajpki prowadzonej od dziada pradziada. Śmiechu było co nie miara, ponieważ jedna z nas była wege więc próby dogadania się co do nietypowego menu przebiegały w dość zabawny sposób. Skończyło się telefonem do przyjaciela, słuchawka krążyła dobre 5 minut zanim ustalono kolację dla naszej wegetarianki 🙂 Jednak dla pewności ów przyjaciel, zawitał do nas w celu organoleptycznego zbadania przekazanych rekomendacji i czy oby dobrze wszystko podano. Jakież było nasze zdziwienie gdy stanął w drzwiach, a my rozpoznałyśmy naszego gospodarza z hostelu!
Kolacja dla nas sześciu z podwójnym piwem kosztowała ok. 120 zł na osobę, nie jest to wygórowana kwotą, mając na uwadze to co dostałyśmy, w ilości nie do przejedzenia! Uczta, sceneria i klimat tam panujący oczarował każdą z nas! Wrócimy tam na pewno.
Noclegi w Japonii
Być w Japonii i nie zasnąć w stylu japan style? No way!
Chcemy dotykać, doświadczać, rozmawiać i śmiać się razem z nimi, to jest ich znak rozpoznawczy – uśmiech, serdeczność. Dlatego jest trochę tego, trochę tamtego, czyli dach + namiot. Czerpiemy z kraju co najlepsze. Przekrój jest szeroki hostele, dormitory, ryokany.
Spanie pod dachem w Japonii nie należy do tanich przyjemności, choć można ustrzelić fajne noclegi za niewielkie pieniądze. Pamiętajcie o jednym : W tym kraju nie ma rabatów, targowania się, cen dla grup itd…Cena jaka jest każdy widzi i albo bierzesz albo nie. Nie zostawia się również napiwków, jest to źle postrzegane i odtrącane.
Najtańsze noclegi znajdziecie w Dormitory, są to zazwyczaj rodzinne pensjonaty oferujące łóżka piętrowe w jednej sali, choć zdarza się również tradycyjny japoński pokój z matami futon. Ceny w zależności od momentu i miejsca rezerwacji od 100 zł do 150 zł za osobę. Jeśli chcemy spędzić noc w tradycyjnym Ryokan np. w Kioto, ceny wtedy są dużo wyższe od 300 zł osoba nocleg. Wydaje się że każdy skrawek ziemi w Japonii jest zagospodarowany, małe pokoje, małe przestrzenie i stąd tak wysoko ceniące się noclegi pod dachem. Można też skorzystać z hosteli, niektóre z nich są naprawdę godne uwagi i zdecydowanie warto z nich korzystać.
Spanie na dziko w Japonii
Jest najlepszą alternatywą dla noclegów pod dachem. Nasza wyprawa zakłada przeplatanie tych dwóch przyjemności, to dobry kierunek. Kempingi w chwili obecnej odrzuciłyśmy z kilku przyczyn, choć jeszcze dajemy im szansę jesienią.
Onseny
Gorące źródła, na których powstały łaźnie, są niemal w każdej wiosce, w każdym mieście. Lubimy, pod koniec dnia zanurzyć się w objęciach pary i gorącej wody. Wejście do onsenu to koszt od 500 do 800 yen. Jest to również dobre rozwiązanie gdy danego dnia nie mamy noclegu pod dachem, korzystamy wtedy z cudownych kąpieli, relaksujemy mięśnie. Do Onsenów wchodzi się bez zbędnej odzieży. przed wejściem do basenu należy dokładnie wyszorować całe ciało mydłem i opłukać z mydlin.
Onseny są podzielone na sekcję damską i męską. Japończycy bardzo często z nich korzystają, jest to ich codzienny rytuał. Zakładają kimona, jukaty i udają się na wieczorny seans w oparach minerałów.
W powyższym fotoreportażu zostały użyte również zdjęcia naszych dwóch uczestniczek Amelii Kalukiewicz oraz Elżbiety Stawskiej.