Gruzja
Gdzie język mówiony jest niepodobny do brzmienia żadnego innego, a alfabet stanowi o własnej unikalności. Czy to jeszcze Europa, czy już Azja?
Można by zacząć śmiało i baśniowo „za siedmioma górami, siedmioma lasami”….dolinami, rzekami, krętymi dziurawymi drogami, winnicami, lodowcami i pomiędzy 5- tysięcznikami…istnieje Gruzja – niecodzienny stan umysłu w który wkroczyłyśmy, zatapiając się bez reszty.
Gruzję pochłonęłyśmy wzrokiem, zapachem i sercem
Znalazłyśmy się w nieprzebranych, nieskażonych, autentycznych miejscach, gdzie życie biegnie bez pośpiechu, swoim torem. Gruzja to wdzięczna podróż w czasie, gdzie przyjemny jej odbiór odnajdziemy w Zachodniej Swanetii, a dokładniej Ushguli, najwyżej położonej i stale zamieszkałej osadzie z V w., w której charakterystyczną architekturę tworzą wieże, stanowiące kiedyś element mieszkalno – obronny. Dotarcie na wysokość 2200 m nie jest oczywiste – chociażby dlatego, że przez pół roku wioska jest kompletnie odcięta od świata – dojazd do niej odbywa się z dwóch kierunków, w zależności od tego czym dysponujemy. Marszrutką dotrzemy tylko od strony Mestii, terenówką możemy wybrać bardziej kaloryczną trasę (czyt. skomplikowaną), nie zawsze widzianą przez mapy, wiodącą od wschodu i południa od strony Lentekhi, 75km – 4h drogi. My, oczywiście wybrałyśmy właśnie tę drogę, dysponując świetnymi terenówkami od Parent.ge. Odkrywcza i trudna droga, usłana małymi wioskami, zaciekawionymi mieszkańcami witającymi nas po drodze, oraz dzieciakami rozkosznie ujeżdżającymi swoje rumaki.
Dziwom końca nie było, gdy spoglądali na kobiety w masywnych jeepach. Powszechnie wiadomo jest, że gruzińska kultura w wymiarze damsko – męskim jest literalnie podzielona na dwa kompletnie różne światy, które się nie mieszają. Swańska tradycja jest jeszcze bardziej konserwatywna. Stąd owe zdziwienie, żeby nie ująć zgorszenie w oczach niektórych Swanów, podobno najbardziej walecznej części narodu gruzińskiego. Kiedy zdecydowałyśmy się pojechać off-roadem w stronę Ushguli, wcześniej lokalna administracja wioski została uprzedzona o wizycie 16 kobiet które wieczorową porą wkroczą w objęcia wioski Chichareszi, a spać i zjeść przecież trzeba. Tym sposobem trafiłyśmy do swańskiej rodziny, ugoszczone najlepszym jadłem, w towarzystwie przyszłego radnego spędziłyśmy przemiły wieczór okraszony toastami!
GOŚCINNOŚĆ Gruzini mają zakodowani w swoim DNA, ale nie można tego w żaden sposób nadużywać. Owszem targować się można, jeszcze zależy z kim, ale nie zapominajmy, że ich średnia pensja to ok. 1100 złotych. Czym innym będzie wynajem marszruty, a czym innym nocleg w prywatnym domu, a jeszcze czym innym kupno chaczapuri od ulicznej baby.
Myśląc o gościnności ze wzruszeniem i uśmiechem wspominamy biesiady przy stole, zawsze bogato nakrytym i uczcie temu towarzyszącej – Suprze, której przewodzi Tamada, zawsze wznoszący długie, oratorskie toasty. Jeśli komukolwiek – tak jak nam wcześniej – przyjdzie do głowy, że Gruzini to naród pijący dużo, nie będziemy kwestionować, ale jeśli ktoś stwierdzi, że naród upijający się to stanowczo zaprzeczymy. I teraz uwaga, przez całą podróż w przerwach między winem w Sighnaghi, a czaczą w Kazbegi, między jedną kolacją, a drugim obiadem, nigdzie, ale to nigdzie nie dostrzegłyśmy zataczającego się Gruzina. Cóż, kulturę picia mają inną, niż z polskiego podwórka. Może to przez długie toasty 😊
To co jest urzekające w tym niewielkim kraju to fakt, że mimo swoich rozmiarów jest bardzo zróżnicowany. Pomiędzy Małym, a Wielkim Kaukazem, jadąc historyczną Drogą Wojenną, a potem przez Przełęcz Krzyżową (Dżwari) przeżywamy wiele zachwytów. Nawet góry Kaukazu w Swanetii i Mccheta-Mtianetia są kompletnie inne.
Kazbegi, a właściwie Stepancminda, leżąca u podnóża Kazbek to brama do 5-ciotysięcznika. A położona kilkaset metrów nad miastem Cerkiew Cminda Sameba to absolutne „must see”, do którego można doszłyśmy pieszo, albo dojechać konno lub samochodem, choć ta ostatnia opcja dla odważnych.
Dolina Truso, która ciągnie się do granicy z Rosją i Osetią Południową to kolejny majestatyczny mikroświat, żegnany z pasterzami, którzy wypasają tu zwierzynę, witany o poranku daje prawdziwą satysfakcję dla naszego stanu ducha.
W trakcie niezmąconej podróży przez prawdziwą Gruzję odkrywamy kulinarne smaki, chaczapuri, flagowe chinkali czy lobio z fasoli okraszone kolendrą. Gospodynie z ochotą wprowadzają nas w arkana gruzińskiej kuchni, więc wkraczamy z zakasanymi rękawami i bierzemy sprawy w swoje ręce lepiąc, ugniatając i nie przekraczając ilości zakładek na pierogach.
Kuchnia w Gruzji
Zaplecza kuchenne w Gruzji to nasza specjalność. Gdy pojawiałyśmy się w lokalnym barze, w oczach załogi pojawiało się lekkie zakłopotanie, czy uda się sprostać zadaniu głodnego wagonu kobiet! Celowo i z premedytacją wybierałyśmy rodzinną małą gastronomię, często w ogóle nie oznaczoną, jak wizyta u rybaka z Paravani, do którego trafiłyśmy całkiem przez przypadek zaczepiając chłopaka sprzedającego małe rybki na ulicy. Jakież było nasze zdziwienie gdy dotarłyśmy do owej rybiej knajpki gdzie znowu spędziłyśmy miło czas, a pomocne dłonie naszych kobiet wspólnie obrabiały sałatki i herbatę w kuchennym zapleczu.
Gruzja to jeszcze nieprzebrana kraina, prawdziwy raj. Nawet według legendy, którą Gruzini chętnie opowiadają, kiedy Bóg dzielił ziemię, a w kolejce ustawiały się wszystkie narody, jedyni Gruzini biesiadowali i wznosili toasty miedzy innymi ku boskiej czci. Byli tym tak zajęci, że następnego dnia, gdy pojawili się u Boga po swój kawałek ziemi, tłumacząc dlaczego przeoczyli spotkanie ten postanowił oddać im najpiękniejszy kawałek Ziemi, który wcześniej pozostawił sobie.
Będąc tam trudno nie przytaknąć każdemu spotkanemu Gruzinowi, że mieszka w raju. Oby takim pozostał, daleki od zapożyczonych kultur. Do takiej Gruzji tu przyjechałyśmy i taką dostałyśmy na różnych współrzędnych i jeszcze do niej wrócimy. Gruzja uzależnia.