Kuba z dzieckiem, naturalnie
Dzieci. Małe i duże, chłopcy i dziewczynki. Kuba kocha wszystkie dzieci i one odwzajemniają tę miłość. W zeszłym roku po raz pierwszy Superfemka pokazała dzieciom Kubę, w towarzystwie matek, rzecz jasna 😊 Wybór lotu zawsze pozostaje sprawą priorytetową i wtedy udało nam się skorzystać z sensownego połączenia i promocji KLM. Główną zaletą lotu były krótkie przesiadki, godziny przylotu i wylotu. To ważne, aby dzieci nie były zmasakrowane podróżą, która jest długa, a dodatkowo dochodzi zmiana strefy czasowej. W szczycie sezonu (styczeń, luty) lotnisko w Hawanie przeżywa oblężenie i trzeba być przygotowanym na dłuższy proces opuszczenia.
Gdy moja gromadka szczęśliwie wyłoniła się z hali przylotów, szybko skierowaliśmy się do miasta. Obecnie zasady podróżowania po Kubie znacząco się zmieniły, opisywałam je m.in TUTAJ
Jedzenie na Kubie
Pierwsze dni spędzamy w Hawanie w jednym z zaprzyjaźnionych domów. Zawsze mamy w nich śniadania, ale należy pamiętać, że na kubańskim stole królują owoce. My nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego zestawu, więc robimy zamieszanie i na stole widać warzywa. Bardzo często zabieram z Polski dodatki w postaci sera żółtego, kabanosów, ryby w puszkach, sałatki. Żelazna zasada na Kubie, żadnych lokalnych wędlin i serów w casa particular (chyba że jest to pieczone cerdo ze straganu) Tylko raz, podano nam biały naturalny ser i to było w śniadaniowym paladarze – w smaku przypomina mozzarellę, lecz bardziej słony, jest naprawdę pyszny, ale trudno go dostać.
Hawana – stare amerykańskie samochody, Fidel i taniec
Dzieciaki ruszają na podbój miasta! Wkraczamy w prawdziwy uliczny kubański zgiełk i koloryt. Hawana to żywe muzeum i co najważniejsze – możemy dotykać! Stare samochody, place i ulice z kolorowymi budynkami – to robi wrażenie. Poruszanie się po wyspie starymi samochodami to jedno z piękniejszych doświadczyć na Kubie. A na koniec foto – sesja z której śmiało możesz wyłonić zdjęcie na plakat do pokoju. Hawana jest bardzo zatłoczona, szczególnie stara część. Uciekamy więc w boczne uliczki, szukając własnej drogi, łapiemy riksze i robimy rundkę po mieście. Zatrzymujemy się przy straganie z cytrusami, po chwili dzieciaki wkładają małe pomarańcze w uścisk metalowej obieraczki na korbkę. Jest zabawa!
Nagle piłka pod nogami, więc hop i już jest wspólna gra. Im nie trzeba dwa razy powtarzać. Są chętni i waleczni. Mecz Polska – Kuba trwa jakieś 20 minut. Na koniec przybijamy piątkę i dzieciaki wspólnie jedzą ciepłe bułki 😊 Pomału robi zbliża się koniec dnia, więc kierujemy się na Malecon – najdłuższej kanapy w Hawanie. Kupujemy rum, colę by lepiej się zintegrować z otoczeniem. Docieramy na wysokość Hotelu Nacional, gdzie siedzi najwięcej ludzi. Robimy kilka razy SALUD i po chwili uliczni grajkowie śpiewają dla nas Guantanamera i Bajlando – tańczymy, jest cudownie!
Wrażenia jeszcze gorące, gdy nagle podjeżdża kolejka – turystyczna ciuchcia – gest zaproszenia- szybka decyzja na TAK. Zabieramy flaszkę i wskakujemy na nocną rundkę do wagonu pełnego lokalsów, bo to ich sposób na alternatywną, miejską komunikację. Współtowarzysze z nabrzeżnej ‘kanapy’ też korzystają z tego przywileju i hop do nas! Co tam się działo….śpiewy, tańce i swawole! Niezapomniany tour w doborowym towarzystwie 😊
Santeria
Jest niedziela. Mieszkamy w centro Hawana, idealne miejsce do poszukiwań obrzędów afrokubańskiej religii. Santeria bo o niej mowa jest wyrażana muzyką. Wychodzimy z domu, skręcamy w ulicę na której być może coś się dzieje, ale nie…nie słyszę muzyki. Zaczepiam więc ciemnoskórego chłopaka i proszę o wskazanie domu w którym dzisiaj jest ceremonia. Kiwa głową i prowadzi nas dwie ulice dalej do źródła muzyki i tańca. Zapraszają nas do środka ( jest nas 14) Małe wnętrze, afrykańskie bębny oddają klimat miejsca. Kilka osób tańczy i śpiewa, celebrując spotkanie z Bogiem. Dzieci patrzą jak oniemiałe.
Vedado
Kolejnego dnia ruszamy na podbój najbardziej rozrywkowej dzielnicy Hawany. Zanim jednak tam dotrzemy, delektujemy się godzinną rundką cadilacami. Moje doświadczenia z kierowcami tychże aut nie napawają optymizmem. Zawsze coś jest nie tak, albo skracają przejazd, albo po drodze auto się zepsuje, albo….Jednak tym razem, na jednej z bocznych ulic dostrzegam piękne auto i kobietę za kierownicą. Dogadujemy się cenowo ( w tej chwili to koszt 30 cuc za 5 osób) i po raz pierwszy wszystko przebiega bez żadnych akcji i spięć. Pilnuję wizytówki tej pani, jak oka w głowie.
Lodowy pomnik Fidela – lodziarnia Coppelia
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że rewolucyjny przywódca Kuby był ogromnym miłośnikiem lodów! Z tego powodu zlecił budowę Coppelii. Najbardziej rozpoznawalnej lodziarni na Kubie o charakterystycznie futurystycznym wyglądzie. Lodziarnia jest ogromna i zawsze otoczona wianuszkiem kolejek z czterech stron. Nazwa lodziarni pochodzi od nazwy ulubionego baletu asystentki Fidela 🙂 Dodam jako ciekawostkę, że Fidel był tak bardzo zafiksowany na punkcie lodów, że sprowadzał krowy z Kanady, by móc je produkować na Kubie (na Kubie nie ma krów dających mleko ze względu na klimat oraz embargo ze strony USA. Wszystko jest na bazie mleka w proszku). Ze wszystkich mutacji jakich dokonano, jedna jedyna krowa przystosowała się do warunków. Co więcej, produkowała 4 razy więcej mleka dziennie niż przeciętna krowa. Ponadto, przeżyła blisko 13 lat, a następnie została poddana eutanazji, wypchana i przechowywana w gablocie w Narodowym Centrum Zdrowia Bydła (45 minut od Hawany). Jej pomnik stoi na wyspie Isla de la Juventud. Wraz z jej śmiercią umarły marzenia Fidela o lodach z prawdziwego zdarzenia. Pojęcie święta krowa nabiera nowego znaczenia 😉
My również mamy ochotę na te słynne lody, ale w poniedziałek interes odpoczywa od natłoku ludzi, którzy każdego dnia potrafią stać nawet 2-3 godziny, by poczuć smak lodów w upalny dzień. BTW lody są mocno przereklamowane, bardzo słodkie i mało wyraziste. Nic szczególnego. Po odwiedzeniu kilku punktów z kartki przewodnika, zachciało nam się powiewu oceanicznej bryzy, łapiemy dwie taksówki i uciekamy na pobliską plażę, na której robimy sobie mały piknik. Dzieciaki maja już frajdę a my w możemy odsapnąć na bezludnej plaży ze szklaneczką mojito! Wypoczęte i zrelaksowane wracamy lokalnym autobusem, w którym zrobiło się zabawnie 🙂
Kolejnego dnia mamy zaplanowane Vinales, ale pogoda krzyżuje nasze plany, przez Kubę przechodzi silny huragan i wyprawę przekładamy na koniec wyprawy. Hawana ma tak dużo do zaoferowania, że bycie tutaj nawet tydzień nie pozwoli na poznanie jej choćby w 30%. Trzeba się jednak liczyć z dużą ilością kroków które trzeba pokonać aby dotrzeć do celu. Czasem korzystamy w Bici-Taxi ale to dość droga impreza na większą odległość, więc jest brana pod uwagę tylko jako atrakcja, nie środek przemieszczania się. Chodzimy i bawimy się….odpoczywamy…jemy…znowu chodzimy…siedzimy… pijemy mojito…tańczymy….znowu idziemy…idziemy spać…i dużo…dużo zdjęć
Opuszczamy tętniącą życiem Hawanę i ruszamy w spokojne klimaty południowej plaży Larga. Taksówki zaparkowały pod kwaterą. Dwa piękne stare Old Mobile w dobrej kondycji. Ale, ale…nie tak szybko do celu 😊 po drodze mamy ochotę odwiedzić znajomego w Brisas del Mar i trochę poplażować. Panowie dostają prezenty na przeczekanie pod palmą i ruszamy! Jest upalnie, lekko wietrznie. Poddajemy się plażowej energii i wkracza orzeźwiająca Canchanchara – (rum, limonka, miód) oczywiście z własnych zasobów!
Matanzas do kolejny przystanek w drodze na południe. Mieszkamy w centrum, na terminal są jakieś 3 km. Nie jest to łatwa droga, gdy plecak mocno obciążony. Łapiemy bryczkę, ładujemy plecaki, zabieramy zmęczonych i spotykamy się z pozostałymi na dworcu. Oj, jak ja lubię ten terminal 😊 do wyboru do koloru!
Playa Larga – rajska plaża
Nie mija 10 minut i mamy transport na 14 do Larga, do Giovaniego, mojego przyjaciela, który oddaje nam do dyspozycji najpiękniejszą plażę. Tam nie ma nudy! Łapiemy kraby, wcinamy pyszną, soczystą rybę z grilla, smażymy zielone banany, pijemy rum i odpoczywamy delektując się urokiem karaibskiej scenerii. Wieczorem bryczki zabierają nas na kwaterę. Rano znowu chcą tam! Nigdzie indziej 😊 zaopatrujemy się w kubańskie warzywa (juka, maniok, bataty) owoce i rum. Udaje mi się złapać camion i dogadać z szoferem na podwózkę, w prezencie dostaje ode mnie buty. A grill w wersji wege będzie od teraz obowiązkowym punktem plażowego menu! Prawdziwa uczta dla podniebienia.
Gdzie jest Nemo? Czyli przystanek na snurkowanie w Punta Perdiz
Obiecane było spotkanie z podwodnym światem. Miejsce gdzie snurkowanie to mega frajda, nie tylko dla dzieci.. Tu znowu kierowcy zostają hojnie obdarzeni prezentami za oczekiwanie na nas. Pełni wrażeń, jedziemy dalej, odwiedzając po drodze pobliską szkołę. Anonsujemy się u pani dyrektor i wręczamy jej prezenty dla dzieci. To ona będzie zarządzać nimi i przekaże najbardziej potrzebującym (mam nadzieję). Oprowadzenie po szkole trwa dobre 20 minut. Dzieci witają dzieci, jest sympatycznie i swojsko. Zaglądamy do zwykłych klas i komputerowej w której widać kilka starych monitorów z epoki naszego PRL-u. Przechodzimy przez stołówkę na dziedziniec, na którym odbywają się szkolne apele, a po środku dumnie prezentuje swoje popiersie, Jose Marti.
Cienfuegos – kubański Paryż
Tutaj życie wygląda inaczej 😊 jest kulturalnie i czysto, dużo miejsca, brukowane uliczki ze straganami przepełnione pamiątkami, czuć artystyczny klimat, widać że lepiej się tu żyje. Odwiedzamy lokalną artystkę w jej galerii i natchnieni jej pracami, oddajemy wodze fantazji, sięgamy po pędzle i kolorujemy kartki papieru. Mamuśki w tym czasie urwały się z lekcji i tuż obok obejmują się z Pina Coladą . Idziemy na plac i trafiamy na kubańską lekcję salsy dla dzieci! To dopiero gratka. Nieśmiało wchodzimy i rozkładamy się pod oknem obserwując tańczący spektakl. Gdy jesteśmy tam po raz drugi, aranżujemy krótką lekcję salsy.
Wypłynięcie kubańską barką z pełnym asortymentem lokalnej różnorodności to fajne przeżycie, a jeszcze fajniejsze jest szybkie wyjście i dotarcie do metalowej ciężarówki z oknami, aby dostać się dalej, do delfinarium i na plażę. Wszystko ze sobą skomunikowane. Camion zawsze jest pełny i masz wrażenie że to się nie uda…w końcu jest nas pokaźna grupka, ale to jest złudne, na Kubie wszyscy muszą się zabrać. Upychamy i wchodzimy. Turysty też.
Cienfuegos to jedno z moich ulubionych, tanecznych miast, a także ostatnie na naszej kubańskiej planszy drogi, więc na pożegnanie z Kubą, wieczorny wypad na miasto i kręcenie biodrem. Dzieci w łóżkach, matki na baletach 🙂
Jaką pamiątkę warto przywieźć z Kuby? Naturalnie artystyczną gwiazdę Che na chłopięcej głowie!
Na Kubę tędy >>>>>>>TUTAJ