Nasze kubańskie życie i historia jednej z podróży
Rozpoczyna się piątego stycznia. Ósma rano, lądujemy w Hawanie
Odbieramy plecaki i sprawdzamy, czy wszystkie zawieszki bagażowe są na swoim miejscu, to ważne gdyż przy kolejnej bramce kierującej do wyjścia jest to skrupulatnie sprawdzane. Nie masz zawieszki na plecaku, masz problem z opuszczeniem lotniska. Nasze plecaki zawsze są owinięte folią streczową, do niej przyklejana jest bagażowa zawieszka. Gdy pada deszcz, a bagaż moknie na płycie, naklejka odkleja się i odpada. Warto zatem zostawić rączkę od plecaka do której pracownik lotniska przyklei zawieszkę.
Pilnujcie wizy, swojej Tarjeta de Turista, jednak jeśli jeśli ją zgubisz nie wpadaj w panikę! My miałyśmy taką historię. Pisałyśmy do ambasady, wysyłano nas tu i tam po duplikaty, do końca nie wiedziano jak się z tym obejść. W końcu dzień przed wylotem dziewczyny pojechały na lotnisko do biura emigracyjnego, gdzie dowiedziały się że wystarczy okazanie biletu oraz kilka pytań, bez żadnych opłat została legalnie wypuszczona do kraju.
Tak więc zagubiona Tarjeta de Turista to nie koniec świata, jak to niektórzy piszą i straszą.
I tym razem na lotnisku tłumów nie ma, więc spokojnie go opuszczamy. Odkąd huragan Irma spustoszył Karaiby, ludzie żyją w przekonaniu że Kuba jest zniszczona. Nic bardziej mylnego moi drodzy. Kuba ma się całkiem dobrze, a bynajmniej ta część która jest w kręgu naszego zainteresowania. W związku z tym że północne ośrodki all inclusive i ich otoczenie (Cayo Coco, Cayo Guillermo, Cayo Santa Maria) poniosły najwięcej strat, przyczyniło się to znacznie do zmniejszonego ruchu na wyspie.
Wychodzimy z lotniska. Dostrzegam Yoedysa, który przyjechał po nas dużą taksówką z centrum Hawany. Pod lotniskiem stacjonują tylko rządowe, żółte o wiele droższe, choć 2 osoby dojadą do centrum za 25 CUC, cztery i więcej ok 40, a składzik 8 osób to już majątek. Do centrum Hawany jedzie się ok.45 minut.
Lotnisko w Hawanie
Można spróbować P12 lokalnym transportem, ale raczej max 2-3 osoby ponieważ są one przepełnione, jak większość publicznych autobusów na Kubie. Jechałam P12 spod lotniska i wysiadłam na Placu Rewolucji. Stamtąd spacer 2km do granicy Centrum Hawany. Warto zaznaczyć że przystanek P12 znajduje się ok 2km od lotniska i dotarcie do niego odbywa poboczem trasy szybkiego ruchu co jest mało zachęcające. Mnie do niego podrzucił nowo poznany kolega z samolotu po którego przyjechali znajomi.
Innym sposobem jest udanie się na parking pod lotniskiem, znajduje się po prawej stronie. Tam często zatrzymują się taxi z miasta czekające na umówionego klienta. Jak będą mieli miejsce to możesz się z nimi zabrać. Możesz również udać na górę przed wejście do hali odlotów. Bywa że kierowcy odwożą kogoś na samolot, wtedy wracają na pusto miasta. To kombinowanie najbardziej opłaca się się gdy jesteście w grupie 3-4 osób i więcej.
Jeepy i Collectivo zabierają po 8 osób. Camionetki nawet 12! Jeśli chodzi o te ostatnie to jestem pod wielkim wrażeniem ich stanu i jakości. Głównie poruszają się na dłuższych dystansach.
Ładujemy się do Jeepa i mkniemy do Luisa i jego starej willi na San Rafael. To centralny obszar Hawany, prawdziwy, naturalny. Zrzucamy plecaki i pierwsze kroki kierujemy do banku. Wszędzie cholera kolejki zabierające jakże cenny czas. Chciałam być sprytniejsza i udało się – polecony bank, w dodatku BEZ KOLEJEK z pięknym kursem tuż pod nosem. Idąc ulicą Obispo od strony baru Floridita, skręcacie w lewo w niepozorną uliczkę Aguiar i jakieś 30 metrów, po lewej stronie znajduje się bank (oszczędzacie jakieś 2h). Banku nie ma na mapach 🙂
Co jeść na Kubie?
Na śniadania chodzimy do ulubionej domowej gastronomii. Już z daleka widać kolejkę, więc trzeba się jakoś zgrabnie przebić. Witamy się nieznajomymi, zagadujemy, odwzajemniamy uśmiechy, robimy pamiątkowe fotki i rozlewamy symboliczną dawkę złotego rumu, co by nas zemsta Che nie dopadła! Działania prewencyjne, polecamy! Cuba Libre robi dobrą robotę.
Warto zamówić sobie bułeczkę z omletem special lub mixta. Pycha! Pamiętajcie ,we wszystkich kubańskich okienkach gdzie można zjeść na wynos, kanapki i nie tylko, płacicie w Moneta Nacional inaczej CUP– warto wymienić w banku w proporcji 80/20 (CUC/CUP) W tychże okienkach możecie dostać jeszcze soki naturalne (JUGO – czyt. hugo) robione przez gospodynie. Wiele odmian soków z ichniejszych owoców, poniżej oferta, cena dotyczy szklanki. Warto kupić na spróbowanie, jeśli nie będzie zbyt słodkie możecie kupić całą butelkę za 25 CUP czyli 1 CUC (4 zł) mnie najbardziej do smaku przypadł pomarańczowy (naranja) ale tylko w jednym miejscu na San Rafael, vis a vis Restauracji San Rafael. Codziennie duża butla soku i oczywiście Rum!
Internet
Kupicie bez kolejki na końcu San Rafael na takim małym placyku jest buda wolno stojąca. Bez przepłacania od ‘koników’ choć jak się ma 2dni na zwiedzanie to każdej minuty szkoda na stanie w kolejce. Na każdym placu WIFI kupicie karty, jednak marża to 100%, czasem przy większej ilości kart np. 5 można utargować lepszą cenę, 1 godzina internetu to 1 CUC, u konika 2 CUC. Z tej karty nie można dzwonić, nie można jej też naładować, aby wykonywać połączenie potrzebny jest zakup linii( kubańskiej kart SIM). Koszt 40 CUC.
Zwiedzanie Hawany
W tempie dwudniowym to niezły maraton. Polecam w pierwszy dzień chodzić, drugi jeździć.
1 dzień
- spacer po starej Hawanie (Vieja) +przewodnikowe miejsca.
- Centro Havana – uliczki : San Rafael, San Martin, Salud, Concordia, Neptuno, Malecon.
- wieczorem od godz. 19.00 ulica Gervasio na którą wjeżdżają ciężarówki z warzywami i owocami. Rozpoczyna się ładowanie, pakowanie, wywożenie. Świetny teatr uliczny. Jeśli trafisz na tę ulicę w niedzielę to pod numerem domu 457 możesz podejrzeć ceremonię wyznawców Santerii – afrokubańskiej religii.
- Bar DOS HERMANOS – super klimatyczny bar z jedzeniem, dobrymi drinkami i muzyką na żywo przy której bez oporów tańczysz 🙂
- późnym wieczorem 1830 muzyczna scena (wstęp 5 CUC) ale warto, zabawa przednia.
- alternatywnie Vedado i dyskoteki, bary w tej dzielnicy
- Casa Balear na Vedado – wspaniała potańcówka dla Kubańczyków w ciągu dnia , meloniki, sukienki, salsa i tani rum, wszystko na patio od godziny 15-21 , wstęp do negocjacji ale ok 5 cuc za 8 osób. Tylko w dłuższych spodenkach. Najlepiej poprosić gospodarza lub innego lokalesa aby sprawdził czy w danym dniu coś się tam dzieje.
Kubańczycy bardzo lubią pozować do zdjęć, lubią też spojrzeć na twoje dzieło więc pokaż im fotki.
2 dzień (podróż autem po ważnych miejscach)
Udajesz się na Curita Park, to miejsce gdzie stoją Colectivo i dogadujesz na zwiedzanie starym mobilem poniższych punktów w dowolnej kolejności. Na każde z miejsc, musisz liczyć kwadrans przebywania. Cena za taki tour ok 30 CUC- oczywiście jest to niestandardowa usługa, ale każdy z kierowców powinien być nią zainteresowany.
- Callejon de Hamel
- Hotel Nacional
- Plac Rewolucji
- Universidad de la Habana
- Cmentarz
- Przejazd przez Vedado
Co jeść w Hawanie?
Śniadania najlepiej zamawiać w casa particular, są drogie bo aż 5 CUC, ale można się potargować. Warto też omówić swoje potrzeby, zastąpić np. owoce warzywami. Jeśli wybieracie formę Economico&Natural, to zostają budki gastronomiczne i słynne bułki z jajkiem w różnej postaci. W niektórych znajdziecie jogurt, bardzo smaczne więc warto nawet zabrać torebkę płatków i śniadanie gotowe. Uwaga : poproś bez słodzenia! Kubańczycy chłoną cukier w każdych ilościach, więc przyzwyczaj się do słodkiej kawy.
Fajnym, klimatycznym miejscem jest La Francesa Cafetería 24 Horas, tu zestaw z kawą za ok 5 CUC z widokiem na stare Cadilacki przy Central Park.
Wegetarianin na Kubie – ten tu nie poszaleje…chyba, że wsuwa ryby i owoce morza. Jedyne danie jakie udało nam się spotkać to ciecierzyca z warzywami, choć kiełbasę trzeba było z niego na życzenie wyeliminować. Danie pierwsza liga! Zdecydowanie na Vedado, tam i taniej i dobry wybór. Choć muszę pokusić się o teorię, że przyrządzać ich nie potrafią. Mają tendencję do wysuszania, przegotowania, przesmażenia. W tej restauracji na Vedado zjesz danie Garbanzo Frito (smażona ciecierzyca z warzywami) – Cafeteria 23 y H Para Comer y Llevar
CASTAS & TAL, Galiano godna polecenia restauracja w Centro Hawana tuż przy nabrzeżu. Tanio i smacznie. Ropa Vieja wymiata! Zupy kremy rewelacyjne.
FLOGAR – kultowa tania jadłodajnia na San Rafael, z niepowtarzalnym klimatem. Obiad zawsze w dwóch wariantach kurczakowych. Pyszna lokalna kuchnia z przesympatycznymi ‘kelnerami’ i muzyką w tle.
Język hiszpański na Kubie to podstawa
Bez znajomości chociażby podstaw jesteś bezradny oraz łatwym kąskiem na kubańskie przekręty i naciąganie. Polecam zakup płyty z lekką książką Pawlikowskiej : Hiszpański Latynoski –Blondynka na językach. Dużym plusem jest zapis lekcji na MP3 co pozwala na naukę chociażby w samolocie.
Poruszanie się po Hawanie
Jak zwykle niezastąpiona jest MAPS.ME ale uwaga : Trzeba ją w Polsce zainstalować i pobrać mapę KUBY.
Na zachodzie bez zmian – Vinales i zielona dolina
Płuca zachodniej Kuby. Nie jestem miłośniczką tego miejsca. Turystyczne, sztuczne, małe. Brakuje mi tu zwyczajnego i prostego kubańskiego pierwiastka. Poza tym, dość trudno się stąd wydostać w większej ekipie, a jeśli już, to ceny transportu są kosmiczne. Kierowcy na Kubie nie lubią dużych odległości. Jedyny powód dla którego warto do Vinales przyjechać to konna wyprawa, okoliczne trekkingi. Konna wyprawa to koszty od 3 CUC za godzinę przy większej grupie. Indywidualnie od 4-5 CUC. Polecam za to świetne miejsce na obiad i najlepszą PINA COLADĘ jaką piłyśmy na Kubie. Bar PEPO’S na głownej ulicy Salvador Cisnero 113. Obiady za 3 CUC równie smaczne co drinki oraz duże porcje.
Miałyśmy jechać na północ, na Jibacoa, plażę którą bardzo lubimy, ale niestety pogoda skutecznie zmieniła plany i skierowałyśmy się mega szybkim Jeepem w kierunku południa i Playa Larga do naszych przyjaciół. Ten dystans, jeden z najdłuższych pokonałyśmy w 4,5 h – niestety było już zbyt późno aby bezpiecznie i sprawnie rozwiesić hamaki na plaży. Zostałyśmy w mieście pod dachem.
Bezpieczeństwo w tym wypadku znaczy = kokosy na palmach 🙂 Na plaże dotarłyśmy rano, łapiąc stopa – dzieląc się na 2 grupy, zajęło nam to 30 minut. Ubaw był po pachy gdy zobaczyłyśmy drugą ekipę na pace dużej ciężarówki typu wywrotka. A ktoś kiedyś pisał, że autostop na Kubie nie działa! Działa bardzo dobrze, czasem nawet nie chcą pieniędzy! Wtedy warto podarować prezent.
Hamaki to zdecydowanie honorowy punkt programu, dają niesamowitą swobodę, wolność i przede wszystkim wygodę i komfort snu. Wszystkie dziewczyny są nimi zachwycone i już planują zakup do….domów!
Nasza plażowa baza w Larga to miejsce które uwalnia wszelkie troski, to naturalna terapia która szybko zamienia się pragnienie bycia tu dłużej niż jedną czy dwie noce. Mamy tam wszystko co potrzebne na biwaku. Świetne towarzystwo, pełną infrastrukturę, bezpieczeństwo. Wieczorem razem z kubańskimi przyjaciółmi integrujemy się przy ognisku, piekąc rybką na gałęziach gujawy, pijąc drinki z kokosa i rumu i oczywiście tańcząc przy ognisku.
Rano dostajemy szybkie śniadanie i zmykamy na przystanek, z którego przy pomocy lokalnych znajomych łapiemy autobus do Giron. Obecnie sporo się w tej kwestii zmienia, tzn. coraz więcej kierowców publicznego transportu zabiera turystów, ale nie wszędzie i nie zawsze.
Ważna jest pewna zasada o której się mówi wśród backpackerów. Jeśli kierowca się zatrzymał i chce cię zabrać, daj mu więcej niż Kubańczyk, np. bilet normalnie kosztujący 1 CUP, dajesz 10 CUP. To i tak są grosze, a przecież chodzi tu oto aby podróżować po kubańsku 🙂 razem z nimi.
Plaża Giron
Wkraczamy tu już jak do siebie. Roberto, znajomy z baru proponuje drinki. Jest upalnie, wręcz duszno i jakby kręciło na zmianę pogody….deszczowej, więc pytam czy zapowiada się na deszcz dzisiaj? Nie –nie będzie mówi (nie mogłam sprawdzić pogody od dwóch dni) na Giron nie ma internetu oprócz hotelu oddalonego kawałek dalej. Miałyśmy piękny zachód słońca, obserwowałyśmy niebo po 18-tej, gdy nagle zaczęło się błyskać, po pewnym czasie intensywnie oświetlając całą plażę.
Roberto rzucił zaproszenie w razie potrzeby pod barową wiatę, więc po 3 h już tam siedziałyśmy. Przyszedł nasz rudy kot którego woziłyśmy dwa lata temu na sakwach, przybłąkał się też bezdomny pies. Rum nas rozgrzewał, a końca deszczu nie widać. Dziewczyny chciały spać pod wiatą, ale wiedziałam że to się źle skończy, wszystko co łazi po ziemi miałoby pożywkę z naszych ciał. Szybka decyzja i ruszamy, gdy pojawiło się okienko z niewielkim deszczem. Zbieramy się pod najbliższy dach. W ciągu 30 minut byłyśmy już w pokojach.
Rano w dobrych humorach i pysznym śniadaniu, zmierzamy na Camion. Dzień wcześniej widziałam go stojącego przy sklepie w wymowną kartką przy szybie Cienfuegos 09:40. Stoimy i czekamy, czekają też inni. Jednak co jakiś czas dochodzą informacje że Camion się popsuł i nie przyjedzie. Popsuł się wtedy w grudniu, w styczniu też go jeszcze nie było. Pozostało nam łapanie collectivo.
Oczywiście można łatwo szybko załatwić transport, ale ważne, aby nie przepłacić. Wiem jakie są stawki, jakie ceny, ile powinno kosztować, więc wydostanie się z Giron zajmuje nam ok 2h. Był to przyjemny czas, z uwagi na dobrą miejscówkę – przystanek, na którym to na Kubie zawsze coś się dzieje. Ot, taki uliczny, zwykły spektakl.
Cienfuegos
Od razu milion proponujących noclegi. Ale to nie jest takie oczywiste. Te, proponowane na ulicy często bywają kiepskie. Ja zwracam uwagę na ilość pojedynczych łóżek. Na Kubie normą są podwójne i duże, wtedy proszę o prześcieradło extra, a i tak dziewczyny często śpią w swoich śpiworach. Zdarza się konfiguracja pokoju podwójne + pojedyncze, ale trzeba wyszukać. Kolejna sprawa to stan materacy, bywają naprawdę w kiepskiej kondycji.
Szukanie bazy noclegowej na Kubie to prosta sprawa (w tym sezonie) miejsc nie brakowało, ale że ja lubię jakość, to zwykle godzinka się schodziła. Dodatkowo zakwaterowanie 8 osobowej grupy w jednym miejscu to nie lada wyzwanie.
Cienfuegos, to kolejne miasto w którym chce się dłużej zostać, co też uczyniłyśmy. Perła południa i kubański Paryż, jak się o nim pisze. To, co na pewno zapamiętamy to historię w jednej knajpie o nazwie Las Mamparas, podczas obiadu podeszli (dziwnie) wyglądający młodzi afrokubańczycy zachwycając się urodą Małgosi. Miała okazję rozmawiać z jego mamą! Po prostu zadzwonił do niej i przekazał słuchawkę.( Dziwnie) ponieważ byli dość specyficznie ubrani, można rzec estradowo, jednak patrząc na trendy modowe cubano, nie dopatrzyłyśmy się w tym niczego nadzwyczajnego. Dopiero przy wyjściu kątem oka, zauważyłyśmy że obsługa knajpy robi sobie z nimi zdjęcia! Okazało się potem że słynni tutejszy piosenkarz 🙂 taka historia!
Playa Rancho Luna
Nasze odkrycie! Spontaniczna wyprawa w grudniu zaowocowała niesamowitymi wrażeniami. Nurkowie wyławiający dla nas ryby i skorupiaki które smakowały wyśmienicie. Piękna sceneria plażowo – hamakowa, pyszna Pina Colada i nowi znajomi.
Na plaże popłynęłyśmy barką. Rejs trwa niecałą godzinę. Klimat na łodzi, sceneria i widoczki to ciekawa mieszanka przyjemności. Minusem tej opcji w pesymistycznej wersji, to 6km spacer do plaży. My zawsze łapałyśmy podwózkę. Warto zaryzykować.
Kuba skradła nasze serca
Przede wszystkim zaraża swoim optymizmem i radością kubańskich serc. Wsiąkasz w nią bezgranicznie. Żeby to poczuć musisz znaleźć się w oku cyklonu, w realnym, prawdziwym scenariuszu kubańskiego życia. Odrzucić sztuczność, nienaturalność.
Będąc w Hawanie, w drodze powrotnej dziewczyny rzuciły hasło żeby jedną noc spędzić w Vedado, współczesnej, można rzec luksusowej dzielnicy miasta. Dużo czasu zajęło mi szukanie kwatery, a piękne okazy posiada. Ogromne wille w 6-8 metrowym sufitem robiły wrażenie. Ceny wysokie i wszystko zajęte. Udało się w końcu. Wypasiona willa, wynegocjowana cena z 65 CUC na 25 CUC 🙂 Luksusy, bą tą…
Gdy rano wróciłyśmy do Centrum miasta, usłyszałam że tęskniły do naszego rynsztoku :), do autentycznej Hawany.
Kolejnym miłym akcentem naszych podróży jest rozmowa z Kubańczykami o stylu naszej wyprawy. Gdy słyszą : natural, campismo, hamaca…a Cubano…uśmiechają się wymownie i z podziwem.
Podoba im się TO – nam zresztą też i to bardzo! Już tęsknię i odliczam miesiące do kolejnych odwiedzin Kuby!