Kungsleden, królewski szlak dla odważnych?
W tym roku, aż dwukrotnie miałyśmy okazję przejść odcinek od Abisko do Nikkaluokta. Nieco ponad 100km trasy pięknego królewskiego odcinka. Debiut zaliczyłyśmy na koniec czerwca i początek lipca, drugi trekking odbył się dokładnie 18 sierpnia i trwał 10 dni. Terminy te zostały celowo wybrane, aby uniknąć zderzenia z masowym trekkingiem, który co roku organizuje Fjallraven. Drugiej grupie nawet udało się spotkać solo fankę, którą skutecznie zainspirowałyśmy do pieszej wędrówki po tym zjawiskowym szlaku 🙂 Sam szlak ma ponad 400 km i niektóre jego odcinki są naprawdę trudne.
Jak dotrzeć do Abisko?
Sposobów jest kilka, w zależności od czasu i preferencji, jednak podróż z Polski zaczynamy od samolotu. Tutaj tez spore możliwości, większość osób wybiera dotarcie do Sztockholmu, następnie całodobowy pociąg do Kiruny i potem lokalny do Abisko. Dla nas ta opcja była zbyt długa, więc zaatakowałyśmy od strony norweskiej. Lądowanie w Narvik EVE wieczorem, nocleg w okolicy pod namiotem i rano autobus spod lotniska praktycznie pod samą stację Abisko 🙂 Powrót już nieco inaczej, nie ma sensu wracać do Norge skoro już 100 km przedreptane wgłąb Szwecji, więc łapiecie autobus z końcowej stacji trekkingu w Nikkaluokta (odchodzą tylko 2x dziennie) dobijacie do hostelu w Kirunie (super opcja) odpoczywacie jedną dobę i rano wylatujecie z Kiruny z Polski (trzeba liczyć się z dwoma lub trzema przesiadkami)
Szlak Kungsleden i jego moc
Schroniska/chatki – po drodze znajduje się kilka schronisk oraz chatek, które czekają na zmęczonych podróżników. Można je podzielić na dwie grupy – chatki, nazwijmy je „samoobsługowe” oraz schroniska płatne. Chatki pełnią rolę ochrony w sytuacjach „emergency”. Są to malutkie domki, mieszczące zwykle ok. 4-5 osób, gdzie znajduje się drewno oraz piec, w którym można napalić gdy jest wyjątkowo zimno, jedynie w sytuacji wyjątkowej. Schroniska natomiast proponują większą gamę wygód: kuchnię, gdzie trzeba najczęściej samemu przynieść wodę ze studni, wychodki, łóżka do spania, bywają sauny, mini sklepiki, suszarnie. Kupimy tam ugotowane jajko za 5-10 sek, torebkę herbaty za 5 sek, czekoladę za 30 sek, puszkę coli za 25 sek i inne (także dania liofilizowane).
Wejście do schroniska nie posiadając członkostwa w STF (Szwedzki Związek Turystyki) kosztuje 100 sek, rozbicie się na terenie 250 sek. W zależności od pory roku, długości trasy należy poważnie przemyśleć wykupienie członkostwa, gdyż może się okazać, że ta inwestycja zwróci się po 3 zimnych nocach spędzonych na szlaku (sierpień)
Na szlaku są darmowe i płatne chatki. Podsyłam cennik KLIKNIJ.
Generalnie zasady są takie, że jeśli chcesz spać w namiocie, ale korzystać z dobrodziejstw schroniska, to też za to płacisz, ale wtedy masz np. saunę w cenie co jest dużą wartością dodaną.
Na szlak docieracie około południa, na miejscu zakupujecie mapkę i w drogę! Ważne : Trzeba przejść ok 12 km aby znależć się w strefie gdzie można rozłożyć namioty, tj, Rengarde – miejsce zaraz za parkiem narodowym, niedaleko zagrody reniferów, a przed mostkiem na strumieniu, bardzo dobrze przygotowane pod namioty.
Radunjarga – chatka ratunkowa nad jeziorem, w której teoretycznie można spać tylko w przypadku zagrożenia życia. W środku znajduje się koza i drewno, nie wolno z nich korzystać, wszyscy szanują to prawo. Na podłodze zmieściło się nas 9, 2 dziewczyny spały w chatce na drewno, ale było im tam zimno.
Allesajure – najładniej położone schronisko i świetna miejscówka na cyplu pod namioty. Sauna!
Tjakja – nocleg przy schronisku, 3 km dalej znajduje się kolejna chatka ratunkowa, ale nie ma tam dobrego miejsca do spania, więc lepiej zatrzymać się przy schronisku, też ładnie położonym.
Salka – dobre miejsce do spania pomiędzy dwoma strumieniami. Sauna!
Singi – tutaj nie ma sklepiku, więc warto wziąć pod uwagę, jeżeli chodzi o zaopatrzenie.
Kebnekaise – wypasione schronisko z kanapami 🙂 W schronisku pod Kebnekaise są super warunki do odpoczynku – jest restauracja, maszyna z darmowym wrzątkiem, wygodne sofy. Schronisko jest otwarte właściwie przez całą noc i nie ma problemu z przebywaniem w nim, nawet jeżeli się w nim nie śpi. Odległości na szlaku pomiędzy schroniskami to 10-15 km.
Aby wejść na szlak należy kierować się znakami „Kungsleden”, następnie przejść pod mostem kolejowym i iść w lewo w stronę bramy rozpoczynającej szlak lub wzdłuż strumienia, gdzie droga jest bardziej spektakularna. Oznaczenia na drodze – na szlaku ciężko się zgubić. Szlak letni oznakowany jest czerwonymi kropkami namalowanymi najczęściej na kamieniach, czasem czerwonymi opaskami przewiązanymi na drzewach. Nie należy się kierować czerwonymi krzyżami przypominającymi przejazd kolejowy, gdyż wskazują one szlak zimowy (który niejednokrotnie przecina szlak letni). Poza wejściem na szlak (gdzie przecina się kilka innych tras), który może być nieco problematyczny ciężko się zgubić. Kungsleden wiedzie doliną, także nikomu nie przychodzi na myśl zboczenie z drogi. Na podmokłych trasach przygotowane są drewniane kładki, które w sposób naturalny prowadzą piechurów właściwą drogą.
Na drodze (między Abisko a Nikkalukota) była możliwość dwukrotnego skorzystania z transportu łodzią. Ta przyjemność kosztuje 350 sek za osobę. Na tym odcinku skracała ona drogę – była opcjonalna, choć stracha nam napędzili ludzie idący z naprzeciwka mówiący, że przed nami głęboki, wartki strumień. Dobrze jednak zrobiłyśmy, że odważnie poszłyśmy przed siebie, gdyż odcinek trasy był wyjątkowo malowniczy, a strumień nie tak straszny jakby mogło się wydawać (w późniejszych dniach przechodziłyśmy przez głębsze).
Droga na szlaku
Sierpień
Trudność drogi – zależy od pogody, jaką zastaniemy. Szlak sam w sobie nie jest trudny. Kilka razy przyszło nam zmęczyć się wspinając się pod górę – szczególnie na początku, gdzie wypchane jedzeniem plecaki ciążyły nam na plecach. Jednak nie przewyższenia były prawdziwym wyzwaniem. W związku z niską temperaturą, opadami (głównie w nocy), mżawkami (także w dzień) trasa była mokra. Lwia część drogi usłana jest kamieniami, które będąc wilgotne stają się śliskie. Trzeba niezwykle ostrożnie iść, żeby nie nabawić się kontuzji, która oznaczała konieczność wezwania helikoptera ratowniczego (a lepiej tego uniknąć).
Druga sprawa to błoto na szlaku – w inny sposób stawia się stopę na twardym, przewidywalnym podłożu, inaczej na śliskim, zapadającym się. Po trzecie – wzbierające potoki – zdejmowanie butów i chodzenie w lodowatej wodzie po śliskich kamieniach znacząco zwiększa trudność drogi. W tych warunkach przejście 20 km szlaku stanowiło spory wysiłek. Warto korzystać z saun, która są super i można się w nich umyć po kilku dniach na szlaku. Korzystałyśmy z sauny w Allesjaure (mega fajna, zresztą jedno z ładniejszych miejsc po drodze) oraz w Salce – tam trzeba było sobie samemu nanosić drewna i wody, w Allesjaure wszystko nam przygotowali. Przy wszystkich schroniskach, poza Singi, działają całkiem nieźle wyposażone sklepiki, gdzie można kupić m.in. liofilizaty w cenie ok. 40-45 zł, czyli nie aż tak znowu wiele drożej niż w Polsce. Zawsze to trochę lżej w plecaku, choć w kontekście plecaka, śpiwora i maty, które trzeba nieść, to znikoma część ciężaru.
Trzeba pamiętać o zamykaniu bramek zagród dla reniferów, jeżeli przez jakieś się przechodzi, aby stada nie mieszały się. W końcowym odcinku szlaku, już niedaleko Nikkaluokty, znajduje się restauracja z burgerami z reniferów, czynna od 10:00. W samej Nikkaluokcie jest też restauracja, niedaleko przystanku, można tam coś zjeść, ale menu jest dość skromne i połowa rzeczy nie była już dostępna. Hostel w Kirunie jest super i ma świetną restaurację. Za 95 koron można pójść na lunch i jeść, ile się chce – a jedzenie jest pyszne. Smakuje jeszcze lepiej, jeżeli przez tyle dni żyło się na liofilizatach.
Komary
Doświadczyłyśmy ich złośliwości na początku i końcu szlaku, w pozostałe dni mogło być dla nich już za zimno. Trzeba przyznać, że obcowanie z nimi nie należy do przyjemności. Warto zaopatrzyć się w moskitiery na twarz.
Ludzie
Na szlaku nadal nie ma tłoku. Spotykałyśmy ludzi, ale nie była to ilość, która sprawiłaby dyskomfort i zburzyłaby radość z obcowania z naturą. Z drugiej strony – fajnie pogadać z współtowarzyszami drogi przybywającymi, w moim odczuciu, głównie ze Szwecji.
Noclegi
Na łonie natury, zupełnie za darmo, fantastyczne 🙂 Allemansrätten, niepisana zasada mówiąca, że każdy ma prawo do kontaktu z naturą.
Woda i jedzenie
Niezliczona liczba potoków stanowi świetne źródło wody. Należy mieć ze sobą jedynie butelkę, którą napełnimy w momencie braku picia. W celu obniżenia wagi plecaka najlepiej zabrać prowiant na ok. 3 dni. Co taki czas jesteśmy spokojnie w stanie dotrzeć do schroniska, gdzie możliwe będzie zaopatrzenie się w kolejną porcję prowiantu.
Pogoda
Bardzo, bardzo zmienna i kapryśna. W drugiej połowie sierpnia pierwszego i ostatniego dnia grzało nas słońce. Pozostałe dni, a szczególnie noce były bardzo zimne (między 0 a 15 C w dzień, w nocy nawet temperatura ujemna). Należy przygotować się zarówno na deszcz, jak i śnieg. Oczywiście im wyżej, tym zimniej. Naszym sposobem na rozgrzanie się w nocy było pożyczanie koców ze schronisk – bez opłat. Na większej części trasy nie ma drzew, więc odpada możliwość rozpalenia ogniska.
Przygotowanie techniczne
Sprzęt, odzież, kije trekkingowe. Podstawą jest dobry, ciepły, lekki śpiwór. Na śliskich kamieniach oraz w potokach łatwo skręcić kostkę. Na czas naszego pobytu sprawdziłby się śpiwór w komforcie -10C. Najlepiej puchowy, choć to duża inwestycja. Konieczna jest kurtka przeciwdeszczowa, nieprzemakalne buty oraz spodnie, czapka, szalik, rękawiczki, odzież termiczna, kuchenka, karimata izolująca od zimnego podłoża. Ciężar plecaka teoretycznie nie powinien przekraczać 10% masy niosącej go osoby. Załóżmy jednak, że 10-12 kg jest akceptowalne.
Na trasie znajduje się kilka miejsc, w których można wezwać pomoc prywatną pomoc lotniczą, która przybywa do potrzebującego helikopterem. Nie istniej tam publiczna pomoc lekarska, dlatego jeśli weź pod uwagę, jeśli będziesz potrzebować pomocy, musisz się liczyć z pokryciem kosztów z własnej kieszeni, potem dopiero jest szansa na odzyskanie pieniędzy od ubezpieczyciela.
Czy warto?
Szlak oferuje niesamowitą możliwość skupienia się na tu i teraz, docenienia piękna przyrody, oglądania gór, które są tam gospodarzami od milionów lat. Brak zasięgu odcina nas od cywilizacji, co jest, mimo początkowego niezadowolenia, dodatkowym bonusem czasu spędzonego na szlaku 🙂 Bardziej spostrzegawczy mogą wypatrzeć łosie i renifery.